Nie wiem, jak Wy, ale mnie wiecznie irytowała konieczność podawania swojego adresu email, aby otrzymać jakieś materiały ze strony. Zawsze wtedy wyobrażałem sobie zapchaną skrzynkę emailową z kilkudziesięcioma wiadomościami, kompletnie nie związanymi z tematem. Numer telefonu z kolei aby otrzymywać smsy? Sami rozumiecie, kompletny brak kontroli nad tym, kiedy otrzymam jakąś wiadomość, która w dodatku może dojść w najmniej odpowiednim momencie.
Dlatego właśnie zainteresowałem się nowym rozwiązaniem na rynku, nie tylko jako potencjalny odbiorca, ale i ktoś, kto teraz ma styczność z tą technologią z drugiej strony.
Push notification to krótkie powiadomienia tekstowe lub graficzne, w zależności od tego, czy zapisu dokonuje się z przeglądarki czy aplikacji mobilnej. Według mnie ma dwie największe zalety: nie wymaga podawania żadnych danych osobowych oraz dochodzi do celu niezależnie, czy ma się obecnie otwartą właściwą stronę lub chociażby samą przeglądarkę internetową.
Pushe na urządzeniach stacjonarnych pojawiają się w prawym dolnym rogu, do której to lokalizacji od dawien dawna przyzwyczaiła mnie cała rzesza komunikatorów i powiadomień innych systemów. Ma niewielkie rozmiary i schludną postać. Prawda, zawiera mało tekstu, ale doprawdy, ile więcej potrzebuje proste powiadomienie o wyjściu nowego tematu albo proponowanym procencie obniżek cenowych? Grafika dołączona do tekstu ma wysokość samego okna i muszę przyznać, że znacznie pomaga mi w szybkiej orientacji od kogo otrzymałem powiadomienie. Sam obrazek może być dowolny, czy to logo firmy, czy miniatura towaru, którego dotyczy notyfikacja, czy nie związana z żadną tematyką ikona – wszystko to sprawia, że nawet bez czytania wiem, czego mogę się spodziewać.
Jak dotąd spotkałem się z dwoma rodzajami push notification. Jedne były zwykłymi powiadomieniami, jak podziękowania za zakup, życzenia świąteczne czy potwierdzenia wykonania jakiejś akcji na stronie, która odpaliła wysłanie pusha. Drugim rodzajem były pushe z odsyłaczem na konkretną stronę. Tak właściwie to do każdego powiadomienia można podpiąć link, tylko że nie do każdego istnieje taka potrzeba. W każdym razie wystarczy kliknąć w powiadomienie, by znaleźć się na konkretnej witrynie, nie tracąc czasu na przekopywanie się przez ileś podstron.
Na urządzeniach mobilnych sprawa ma się nieco inaczej, i jeśli mam być szczery sądzę, że telefony i tablety są pod różnymi względami znacznie bardziej faworyzowane. Nic w tym dziwnego, skoro zdecydowana większość sprawdzeń wiadomości, emaili, ciekawostek w internecie i wejść “na chwilę” odbywa się właśnie z nich. Kwestia praktyczności, jak sądzę.
Wracając jednak do tematyki pushów, aplikacje mobilne są nieco lepiej przystosowane do odbierania większych treści powiadomień, dzięki czemu można w jednej notyfikacji zawrzeć całkiem spora grafikę i tekst. Tego typu rozwiązania zawsze najlepiej sprawdzały się w reklamowaniu produktów, jako swoista forma newslettera. Co więcej, jeśli aplikacja odbierająca wiadomość jest do tego przystosowana, może ona zapisać powiadomienie na później.
Zarówno na urządzeniach mobilnych jak i stacjonarnych push notification stanowią moją ulubioną formę otrzymywania wiadomości. Są krótkie, treściwe, zawsze widoczne, nie znikną nieodebrane, dzięki czemu mam pewność, że ich nie przeoczę i pozwalają na wygodne przejście do strony, których dotyczą. Mam nad nimi pełną kontrolę i już na pierwszy rzut oka mogę ocenić, czy zawierają coś, co mnie zainteresuje. Póki nie wyjdzie coś lepszego w przyszłości myślę, że warto zwrócić uwagę na ten rodzaj komunikacji.